wystawa w Berlinie cześć dot. obozu przy Przemyslowej
pokaz filmu NWSBB w Berlinie 11.11.2014
pokaz filmu NWSBB w Berlinie 8.05.2014
zdjęcia - z planu filmowego, premiery, pokazów, recenzji i artykułów
panel
SYNDROM OFIARY JAKO WCIĄŻ ŻYWE PODŁOŻE DO NADBUDOWY W POSTACI STEREOTYPOWEGO WIDZENIA NIEMCA I POLAKA.
W ramach konferencji Międzynarodowego Centrum Kultury
„Narody i stereotypy. 25 lat później”
Kraków 5 czerwca 2014 roku
SYNDROM OFIARY?
Dr Krzysztof Szwajca: Wydaje mi się, że na poziomie społecznym to jest troszkę tak, jak mówił i pisał Gombrowicz
- Polacy mówią: - wy Francuzi, Niemcy, macie swoje katedry, sztukę, naukę, a zobaczcie, ile my mamy naszych trupów... To znaczy, że takie poczucie gorszości, niepewności w kontakcie ze światem my sobie troszkę kompensujemy poprzez historię tego, jak nas strasznie zabijali. Przyzwyczajenie do statusu ofiary jest w pewnym sensie niebezpieczne, bo uniewrażliwia na krzywdy innych. W bardzo świeżych badaniach są takie dane, że bodajże 62 albo 65 procent Polaków uważa, że Żydzi za dużo mówią o swojej krzywdzie w czasie II wojny światowej... Żydzi stają się konkurentami Polaków w historii o tym, kto bardziej ucierpiał, oczywiście w drugą stronę również.
Urszula Sochacka: Byli więźniowie obozu przy Przemysłowej przez całe życie żyli z piętnem gorszych więźniów
gorszego obozu, ponieważ jego oficjalna niemiecka nazwa sugerowała, że trafiali tam, bo byli źli i należało ich naprawić. A potem wiele lat po wojnie nadal byli „źli” - niewystarczająco dobrzy więźniowie niewystarczająco dobrego obozu. Sama byłam świadkiem tego, jak była więźniarka z Przemysłowej broniła się przed byłą więźniarką innego, tzw. uznanego obozu, gdy tej z dużą łatwością przyszły słowa: – e, wy tam z tym obozem, to nie był obóz, tam byli tacy chuliganie... Czy, aby móc „zobaczyć” innych, niezbędne jest najpierw „zobaczenie” siebie, poczucie, że nas wysłuchano, uznano nasz ból, zadośćuczyniono?
WCIĄŻ ŻYWE PODŁOŻE?
KS: Potrzeba czasu, żeby taki temat, który jest emocjonalnie zbyt trudny mógł wrócić. I w zasadzie tematy, które są zbyt trudne wracają głównie dlatego, że nie da się inaczej. To znaczy, albo człowiek, albo społeczeństwa sobie poradzą, albo zaczynają odczuwać negatywne skutki takiej traumy, która działa tajnie. Trauma tym bardziej działa, im bardziej jest ukryta, nie opowiedziana, im bardziej od niej uciekamy. Ale też jest regułą, że o traumie się raczej nie opowiada. To dotyczy zarówno ludzi, jak i społeczeństw. Barbara Dudek: Nie zdarza się, żeby podczas wycieczki niemieckich turystów odwiedzających Polskę nie pojawiło się pytanie dotyczące wojny. Dla starszych jest to dalej, obserwuję to, bardzo ciężkie przeżycie, i albo pojawiają się reakcje ze łzami w oczach i komentarze: – to był straszny czas, straszna wina Niemców; albo widać inną emocję – ludzie nie umieją sobie poradzić, jakieś rany się otwierają widocznie, i wtedy rodzi się wręcz agresja: - Polacy przecież też byli antysemitami, Polacy też współpracowali z Niemcami.
Dr. Imbke Behnken: Generacja, którą możemy w Niemczech nazwać sprawcami, już się nie liczy, nie jest wpływowa....
W Niemczech obecna jest narracja z pozycji bycia ofiarą, bo ci, który byli dziećmi w trakcie II wojny światowej, uciekali z rodzinami, byli wypędzani z domów, przeżywali bombardowania. Ale też można spotkać otwarte świadectwa dzieci bezpośrednich sprawców, które szukają pojednania. Choć zawsze są ci, którzy przyglądają się swojej przeszłości, i ci, którzy nie robią tego, to bardzo indywidualne... Ludzie, którzy byli dziećmi w czasach II wojny światowej, są teraz emerytami, mają czas i zaczynają to na nowo przeżywać, myśleć o tym. Przez lata, wraz z moim mężem, prof. dr. Jürgenem Zinneckerem, tworzyłam archiwum wspomnień dziecięcych, także z czasów II wojny światowej... wiem, że jest na nie zapotrzebowanie. Choć przez lata świadectwa dzieci nie miały takiego znaczenia, jak wspomnienia dorosłych... Dzieci wojny, niezależnie o jakich mówimy, nigdy nie miały swojego lobby
KS: Historycy mówią, że nasza utrwalona wiedza o II wojnie światowej to jest wiedza, która dotyczy mieszkańców GG,mężczyzn, z pewną pozycją, i takich, którzy walczyli z Niemcami. Można powiedzieć, że to jest absolutna mniejszość. Że te oficjalne historie, które nas konstruowały, naszą wyobraźnię, które nam mówiły, jacy jesteśmy, są historiami, które nie pasują do realnych doświadczeń milionów ludzi. W dodatku, przez lata było tak, że nauki społeczne nie interesowały się historiami marginalnymi, przegranych, tych, którzy nie dobili się do głosu, a w tej pozycji zawsze są kobiety, i w tej pozycji są oczywiście dzieci. Prowadzę terapie dzieci Holocaustu. Czyli osób, które jako dzieci były skazane na zagładę i przeżyły. Teraz to osoby 70-80-letnie. Badanie izraelskie sprzed 10-15 lat mówiło o tym, że starzejący się ocalali z Holocaustu w 40-50 proc. doświadczają codziennie albo prawie codziennie powrotu wspomnień. Ale one bardziej napadają człowieka, niż człowiek chce je sam opowiadać. Przeszłość, nie u wszystkich, ale w znacznej części u tych, którzy doświadczyli bardzo poważnych traum, jest raczej ukryta niż przepracowana. A ukryta działa z ukrycia. Trauma blokuje pamiętanie, ale w końcu to, co chcemy wyprzeć poza świadomość napada nas.
US: Ci, którzy doświadczyli wojny, założyli rodziny, mieli dzieci, znajomych, z którymi rozmawiali albo nie rozmawiali
o swoim doświadczaniu i przeżywaniu II wojny światowej. Ale to musiało zostawić ślad na miejscach i ludziach, którzy im towarzyszyli. Mój film „Nie wolno się brzydko bawić” jest zapisem tego, co we mnie zostawił pobyt mojego taty jako dziecka w hitlerowskim obozie dla polskich dzieci i młodzieży przy ulicy Przemysłowej w Łodzi. Zrobiłam go już po śmierci mojego taty, wcześniej nie rozmawialiśmy na „ten” temat...
KS: To jest taka sytuacja, że dzieci są zbyt blisko. Bliskość emocjonalna blokuje ciekawość, bo dzieci bardzo często chronią swoich rodziców przed konfrontacją z przeżyciem zbyt trudnym, a wnuki już tak nie mają. Mówi się czasami, że potrzeba dwóch pokoleń, żeby temat traumatyczny mógł się pojawić. Muszą umrzeć ci, którzy doświadczyli, a wnuczęta zaczną pytać.
NADBUDOWA W POSTACI STEREOTYPOWEGO WIDZENIA NIEMCA I POLAKA?
US: Najpierw wydawało mi się, że stereotyp to jest coś, co dotyczy ogółu, jest tworem ogółu i funkcjonuje w szerokiej przestrzeni, ale moje doświadczenia związane z filmem o obozie przy Przemysłowej przeniosły stereotyp jakby bliżej skóry. Zaczęłam czuć, że stereotyp musi być składową indywidualnych doświadczeń, że tak naprawdę więcej mówi o nas samych, o jego autorach, niż o przedmiocie opisu, że dużo w nim emocji... Mam wrażenie, że z II wojną światową poradziliśmy sobie na poziomie oficjalnym - wystaw, akademii, pomników, natomiast gorzej jest z emocjami.
KS: To może brzmi kontrowersyjnie, ale to można powiedzieć troszkę tak, że narracja niemiecka brzmi prosto: – byliśmy straszni, zobaczcie, ile wam złego zrobiliśmy, bardzo jest nam przykro. Narracja żydowska to: – patrzcie, co oni nam zrobili. Natomiast narracja polska jest taką narracją kulawą, niejasną, niepewną, rozchwianą i chaotyczną. Mnie się wydaje, że w pewnym sensie, w jakimś planie najtrudniej być świadkiem. Bycie świadkiem w samym oku cyklonu robi coś takiego, że świadek jest skonfundowany i ma szereg emocji, z którymi nie potrafi sobie poradzić...
US: Opozycją do bycia ofiarą jest postawa aktywna, refleksji i rozliczenia: – to i to było złe, to i to było dobre... Tak sobie myślę, choć to może zabrzmi naiwnie, że my Polacy jesteśmy na pozycji, która ma duży potencjał, daje szansę na uwolnienie. Jeśli chcemy wymagać od Niemców, musimy też wymagać wobec siebie samych, jeśli chodzi o Żydów.
KS: : Ta pozycja to miejsce na poważną pracę emocji i myśli, ale to nie jest proste, łatwiej jest myśleć prościej. I dlatego wszystkim jest nam łatwiej uznać, że jesteśmy dziećmi ludzi, którzy byli w AK, dlatego mamy w Polsce miliony byłych żołnierzy, miliony tych, którzy ratowali Żydów, bo, można powiedzieć, że tak jest najprościej. Ale w praktyce to są historie, które nie pasują do historii indywidualnych, intymnych, niejednoznacznych, które nie mogą być opowiadane, gdy dominującym, znaczącym i wyjaśniającym wszystko jest stereotyp. Na to zagmatwanie, można powiedzieć, nakładamy stereotypy, które umożliwiają nam emocjonalne przeżycie tego wszystkiego. Stereotypy są tam, gdzie nie jest nic dla nas istotnego albo tam, gdzie jest zbyt ważne i istotne. Jak jest wiele napięcia, emocji, konfuzji, niejasności, to na to bardzo łatwo powstaje czapa w postaci stereotypu, który ułatwia, ale i fałszuje. … mam takie wrażenie, że stereotyp Niemca to jest taki stereotyp, który troszkę schodzi do podziemia, że już nie wypada mówić otwarcie o Niemcach tak, jak dawniej, ale wciąż dawne stereotypy zostają w nas choćby jako fragment naszego dzieciństwa i naszego doświadczania, więc pytanie, co się z tym dzieje... Myślę, że nasze dawne uczulenia, lęki, ale i zazdrości, fascynacje, bo przecież przez długi czas zachód to były dla nas Niemcy, zazdrościliśmy im, schodzą do podziemia i działają jakby troszkę bardziej tajnie, bo już troszkę nie wypada, bo nie wiemy, co z tym zrobić, bo mamy z tym problem... Ale z drugiej strony w Polsce jest teraz taki klimat, który wspiera dekonstrukcję pewnych zastanych oficjalnych narracji. Pojawia się wielogłos, demokratyzacja pamięci... Mnie się wydaje, że poziom dyskursu historycznego, mówię to jako laik, jest dość wysoki. Tzn., że my wiele różnych tematów poruszamy, i że my mamy te nasze różne wstrząsy dotyczące naszego myślenia o przeszłości. Takie wstrząsy robią dużo dobrego. Wielu publicystów mówi: - oszczędzajmy Polakom tych wstrząsów, bo oni się staną jakby bardziej zajadli, bardziej w obronach... Ale psychoterapeuci mówią: – bez wstrząsu i bez emocjonalnej pracy nic się nie wydarza, nic nie można zmienić....
pokazom towarzyszyły spotkania z reżyserką i dyskusje
prace nad filmem trwały od 2009 do 2012 roku
od 2013 do 2020 roku film został pokazany na ok. 90 pokazach w Polsce, Niemczech, Izraelu i Rosji
.
film został pierwszy raz pokazany w styczniu 2013 roku w Łodzi
oraz w czerwcu 2013 roku w Siegen i we Frankfurcie nad Menem
BÖSE SPIELE SIND VERBOTEN Urszula Sochacka Als ich mich an den Film BÖSE SPIELE SIND VERBOTEN machte, fürchtete ich, dass ich mich eines Themas annehme, das längst nicht mehr aktuell ist. Von überall hörte ich: „Schon wieder dieser Krieg?! Lassen wir den Krieg ruhen! Wir müssen nach vorne blicken!“ Als sich aber herausstellte, dass von dem Lager für Kinder und Jugendliche in Łódź mit Nebenlager in Dzierżązna niemand gehört hatte, nicht einmal Historiker … als ich die letzten lebenden ehemaligen Lagerhäftlinge aufsuchte, die ihre Geschichte von vor 60 Jahren erzählten mit einem Schmerz, der so lebendig war, als hätte sie erst gestern jemand gepeinigt, erniedrigt, hungern lassen, zur Zwangsarbeit über alle Kräfte gezwungen, geprügelt und ausgenutzt …
… als ich beim Aufräumen in der Garage meines Vaters auf eine Bestätigung stieß, dass er in der Kindheit Häftling des Lagers in der Przemysłowa-Straße gewesen war und ich mir vergegenwärtigte, dass man bei uns zuhause darüber mit Scham, Schuldgefühl und Abscheu sprach … Ich begann zu vermuten, dass diese Rufe „Lassen wir den Krieg ruhen“ nicht so sehr der schlichten Erschöpfung durch die Kriegsthematik geschuldet waren, sondern aus Unsicherheit resultierten. Unsicherheit gegenüber den Gefühlen, die nicht mit dem Kriegsende zu sein aufgehört hatten und nicht mit dem Tod ihrer Opfer aufhören werden zu sein. Sie bleiben, dauern an in ihren Kindern und Enkeln. Spezialisten bezeichnen das als transgenerationelle Traumatisierung. Das mag abstrakt klingen, bedeutet aber in der Praxis, dass wir fast täglich den Krieg immer wieder aufs Neue erleben. Dass das Opfer zum Peiniger wird und der Peiniger zum Opfer. Bis zum nächsten Streit, zur Krankheit, zum Tod. Und dies alles geschieht unbewusst, also ohne Ausflucht aus dem verfluchten Bannkreis aus Schuldgefühl, Rachegelüsten, Scham und Schmerz … Ich bin Drehbuchautorin, Regisseurin und Filmproduzentin. Deshalb schien es mir nur natürlich, einen Dokumentarfilm über das unbekannte Lager zu machen. Über die ehemaligen Häftlinge, die von manchen als „nicht vollwertig“ behandelt wurden, eine Einschätzung, die auf den offiziellen deutschen Namen – „Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt“ – zurückging, der nahelegte, dass hier kleine Verbrecher inhaftiert waren (manche waren erst zwei Jahre alt, es gab sogar Säuglinge!). Vor allem aber empfand ich meine Pflicht gegenüber meinem Vater. Ich spürte, dass ich ihm diesen Film schulde. Und später war ich ihm böse. Denn ich musste zu den schweren Erinnerungen und Emotionen zurückkehren. Ich gab ihm die Schuld daran. Bis ich plötzlich begann mehr zu verstehen und zu fühlen. Ich machte mir bewusst, dass ich das Lager – vor allem – für mich selbst gesucht und gefunden hatte. Im Film treten noch die letzten lebenden Häftlinge des Lagers auf. Nur wenige von ihnen haben den Abschluss des Films erlebt, der für sie den Lebenstraum erfüllt, dass endlich jemand von ihrem vergessenen und ignorierten Lager hören möge. In Erfüllung dieses Wunsches möchte ich Ihnen einen Film vorlegen, an dem ich vier Jahre lang gearbeitet habe und bei dem mich viele großartige Menschen, aus Polen und aus Deutschland, unterstützt haben, die fanden, dass die Geschichte des Kinder- und Jugendlagers in Przemysłowa-Straße in Łódź mit Nebenlager in Dzierżązna es wert ist, erzählt zu werden. Bitte kommen Sie herein in die Garage … Sie ist voller Hinterlassenschaften meines verstorbenen Vaters, die erinnern, anklagen, aber auch beginnen zu verzeihen. Ich möchte eine Geschichte erzählen, die vor vielen Jahren ihren Anfang nahm, aber noch immer ihre Fortsetzung im „Hier und Jetzt“ findet. Es würde mich sehr freuen, wenn Sie meine Einladung annehmen würden. Urszula Sochacka Autorin des Films BÖSE SPIELE SIND VERBOTEN.
Zaproszenie
Obawiałam się, że robiąc film NIE WOLNO SIĘ BRZYDKO BAWIĆ, zajmuję się tematem dawno nieaktualnym. Zresztą zewsząd słyszałam: „Znowu ta wojna?! Dajmy spokój z tą wojną! Idźmy do przodu!”
Ale kiedy okazało się, że o hitlerowskim obozie dla dzieci i młodzieży przy ulicy Przemysłowej w Łodzi, z filią w Dzierżąznej, nikt nie wie, nawet historycy…
… kiedy odnalazłam ostatnich żyjących byłych więźniów obozu, którzy opowiadali historię sprzed ponad 60 lat, z bólem tak żywym, jakby to wczoraj ktoś ich głodził, poniżał, zmuszał do pracy ponad siły, bił i wykorzystywał… kiedy porządkując garaż mojego taty, natknęłam się na informację, że w dzieciństwie był więźniem obozu przy Przemysłowej, i przypomniałam sobie, że w naszym domu mówiło się o tym z wstydem, poczuciem winy, obrzydzeniem… zaczęłam podejrzewać, że w tych okrzykach „Dajmy spokój z tą wojną” nie chodzi o zwykłe zmęczenie tematyką wojenną, ale o bezradność. Wobec emocji, które nie skończyły się wraz z końcem wojny, i które nie kończą się wraz ze śmiercią jej ofiar. Zostają w ich dzieciach i wnukach.
Specjaliści nazywają to transgeneracyjnym przekazem traumy. Brzmi dość abstrakcyjnie, ale w praktyce oznacza, że praktycznie każdego dnia przeżywamy wojnę od nowa i od nowa.
Że ofiara staje się katem, a kat ofiarą. Aż do kolejnej awantury, choroby, śmierci. I wszystko nieświadomie, a więc bez możliwości wyjścia z zaklętego kręgu poczucia winy, chęci odwetu, wstydu, bólu... Jestem scenarzystką, reżyserką i producentką filmową. Dlatego naturalną wydała mi się decyzja zrobienia filmu dokumentalnego o nieznanym obozie. I o byłych więźniach, przez niektórych traktowanych jako „niepełnowartościowi”. - Na taką opinię miała wpływ oficjalna niemiecka nazwa obozu - sugerująca, że zamykano w nim drobnych przestępców (niektórzy mieli zaledwie 2 lata, zdarzały się też niemowlaki!).
Ale przede wszystkim czułam się w obowiązku wobec mojego taty. Czułam, że jestem mu winna ten film. A potem byłam na niego bardzo zła. Bo musiałam wracać do trudnych wspomnień i emocji. Obwiniałam go za nie. Aż w pewnym momencie zaczęłam trochę więcej rozumieć i czuć. I uświadomiłam sobie, że szukałam obozu i znalazłam go - przede wszystkim - dla siebie.
W filmie zdążyły wystąpić ostatnie żyjące byłe więźniarki i byli więźniowie obozu. Niewielu z nich dożyło ukończenia filmu. Dla wszystkich jest spełnieniem ich życiowego marzenia, żeby o ich zapomnianym i lekceważonym obozie nareszcie ktoś usłyszał. Spełniając ich prośbę, pragnę zaprezentować Państwu film, nad którym pracowałam 4 lata, a wspierało mnie w tym wielu wspaniałych ludzi, zarówno z Polski, jak i z Niemiec, którzy uznali, że historia obozu dla dzieci i młodzieży przy ulicy Przemysłowej w Łodzi, z filią w Dzierżąznej jest warta opowiedzenia.
Zapraszam Państwa do garażu… Jest pełen rzeczy po moim zmarłym tacie, które przypominają, oskarżają… ale i zaczynają rozgrzeszać. Chcę Wam opowiedzieć historię, która, choć zaczęła się wiele lat temu, ma swój ciąg dalszy „tu i teraz”. Będzie mi niezmiernie miło, jeśli zechcą Państwo przyjąć moje zaproszenie. Urszula Sochacka Autorka filmu NIE WOLNO SIĘ BRZYDK0 BAWIĆ.
Niektórzy uśmiechają się pod nosem, gdy słyszą, że ból rodziców może boleć także ich dzieci.
Niektórzy naukowo udowodnili słuszność powyższej teorii.
Kiedy pierwszy raz pojechałam do Łodzi, żeby zobaczyć miejsce, gdzie mój Tata jako 10-latek przed kilka miesięcy jadł robaki i doskonalił uniki przed pejczem dorosłych sadystów i złym okiem równie głodnych jak on kolegów, nic nie znalazłam. W miejscu dawnego obozu dla dzieci stało osiedle.
Nie pamiętam, w jakich butach pojechałam.
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że te z garażu mojego Ojca, chociaż zawsze były, to każą mi się dopiero odnaleźć. I porównać się z tymi z archiwalnych zdjęć. Żebym mogła go uniewinnić.
Nie miałam pojęcia, że jestem drugim pokoleniem, że jakiś tam obóz dotyczy mojego ojca, a tym bardziej, że ja mam z nim coś wspólnego. Chociaż zawsze byłam ponad miarę duża, ciężka, obciążona. W za dużych butach, jak kilkuletnie dzieci w obozie.
Nikt nie martwił się, że mają za ciężko, że drewniaki numer 40 nie pasują na małe gołe stopy, że spadają, że robią rany.
Tata nie umiał się martwić, że na mnie także nie pasowały.
Musiał skupić się, by nie zgubić swoich własnych. Za dużych butów, krzywej łyżki, miski obitej. Jak miałby jeść?
Ciągle je noszę i nadal czasami się przewracam. Do końca nie da się ich pozbyć. Można tylko pamiętać, że mogą przeszkadzać, krępować ruchy, zniekształcać postać, podnosić głos.
Tak łatwiej się w nich poruszać. I czasami wychodzić do swojego własnego losu.
tylko bardzo podobne do tych
z mojego dzieciństwa
ale w Łodzi nie było butów
samą sobą
pojechałam
szukać jego
i przestrzegano mnie
że stanę twarzą w twarz z
i jeszcze ten sen
kiedy przyszedł w czarnych workach
gdy po śmierci porządkowałam Jego rzeczy
znalazłam kartkę z informacją że tam był
to te buty